W międzyczasie ogromna większość dawnych, nazistowskich niewolników dwudziestego wieku odeszła z tego świata, a spośród nich zapewne tylko pojedyncze osoby pozostawiły spisane relacje, obrazujące codzienną egzystencję w gospodarstwach bauerów lub zakładach przemysłowych hitlerowskiego państwa.
Tym cenniejsze jest więc to, że po wielu dekadach historia kilkorga nieżyjących już Polaków, którzy pracowali w niemieckich gospodarstwach Gościszowa – dużej wsi, wchodzącej obecnie w skład gminy Nowogrodziec – została przypomniana przez syna dwojga z tych ludzi w trakcie jego publicznego wystąpienia na rocznicowym festynie.
Do 1945 roku był to Giessmansdorf, znany głównie z pięknego pałacu, otoczonego fosą i oddzielonego od głównej drogi sporym stawem. We wsi funkcjonowały duże gospodarstwa, które zazwyczaj posiadały nowoczesne na owe czasy obiekty hodowlane i maszyny do uprawiania roli. Mieszkańcy mogli na miejscu korzystać z betonowego basenu kąpielowego, wyposażonego w infrastrukturę rekreacyjną, zaś o ich sferę duchową dbały dwie świątynie: katolicka i ewangelicka.
Jan Gawron, ojciec Ryszarda, trafił do Gościszowa jako młodzieniec stanu wolnego. Nie był tu jednak sam, we wsi pracowała jego przyszła żona – a także kilku innych Polaków.
Niemiecki właściciel gospodarstwa zapewnił swojemu robotnikowi niewielki pokój na piętrze, wyposażony w podstawowe meble. Traktował chłopaka poprawnie, nigdy nie podniósł na niego ręki ani też mu nie ubliżał, natomiast od początku wymagał skrupulatnego przestrzegania porządku dnia – poczynając od wczesnego rana aż do wieczora. Jan otrzymywał w ściśle określonych godzinach pięć solidnych posiłków, w tym obowiązkowo śniadanie, obiad i kolację.
Dzień zaczynał się wcześnie, do obowiązków Gawrona należała między innymi opieka nad stajnią, dbałość o konie – a także wykonywanie rozlicznych prac polowych. Bez względu na stopień ich zaawansowania o godzinie 18.oo chłopak był jednak „wolny”.
Rozrywkę robotników stanowiły wyprawy do odległej o kilka kilometrów knajpy w Mściszowie, z której do godziny 22.oo wolno było korzystać Polakom. Wielokrotnie zdarzało się, iż rozweseleni zakupionym za zarobione fenigi tanim alkoholem i pochłonięci grą w karty młodzieńcy wracali do „siebie” dopiero późną nocą, chowając obowiązkowe naszywki z literą P. Zatrzymywani nagminnie przez miejscowego policmajstra lądowali w przerobionej na areszt kamiennej stodółce, skąd rano odbierali ich bauerzy. Obiekt ten istnieje do dnia dzisiejszego - a chociaż obecnie ogólny jego stan jest katastrofalny, nadal zachowuje w okienkach stalowe kraty …
Gdy pod Gościszów podchodziły sowieckie oddziały, ojciec Ryszarda brał udział w opróżnianiu ewangelickiej świątyni ze złożonych w niej cennych książek i wszelakich skarbów kultury. Przewożono je na pobliską stacyjkę i przeładowywano do wagonów kolejowych. Wnętrze kościoła wypełnione było bowiem wcześniej wielką ilością zabytkowych woluminów i innych przedmiotów, zabranych z terenów zagrożonych alianckimi bombardowaniami. Trudno stwierdzić, czy wśród nich znalazły się także dobra, zrabowane w podbitych przez Niemców krajach…
Jak twierdził Jan Gawron, naoczny świadek i uczestnik wydarzeń – nie zdążono zabrać wszystkich precjozów, więc kościół został przez samych Niemców podpalony, by pozostawione skarby nie wpadły w ręce Rosjan.
Ta wersja przyczyny zniszczenia gościszowskiego, ewangelickiego obiektu sakralnego różni się od dotychczas powszechnie uznawanej za prawdziwą – mianowicie mówiącej, że świątynia ta została zbombardowana.
Polski robotnik wraz ze swoimi gospodarzami wyruszył na Zachód tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Walki w tym rejonie były bardzo zacięte i krwawe, sam Gościszów przechodził z rak do rąk. Wieś ucierpiała także od huraganowego ognia sowieckich katiusz. Na pobliskim wzniesieniu umieszczono tajemniczą niemiecką stację – najprawdopodobniej radarową - a teren wokół niej naszpikowano minami. Jeszcze po wojnie zbierały one krwawe żniwo.
Jan Gawron wrócił do polskiego już Gościszowa, później ożenił się z przybyłą tu także towarzyszką z lat przymusowego zatrudnienia. Obecnie gospodarstwo, w którym pracował u niemieckiego bauera - to smętna ruina, ale nadal stoją mury domostwa, w którego pokoiku na górze mieszkał w czasie drugiej wojny światowej …