Artylerzyści z „Czarnej Dywizji” realizowali zadania ogólnego wsparcia ogniowego pododdziałów dywizji w natarciu. Strzelano ze 122 mm wyrzutni rakietowych WR-40 „Langusta” i 122 mm haubic samobieżnych 2S1 „Goździk”.
Żołnierze trafiali do celu oddalonego o 7 – 8 km. Procedura od wydania rozkazu, do strzału dla zwykłego człowieka wydaje się niezrozumiała i skomplikowana.
Dowódca oblicza nastawy do celeu umieszczonego w terenie, następnie przekazuje je do oficera ogniowego. Żołnierze dane wprowadzają do systemu celowniczego działa i od tego momentu broń gotowa jest do wystarzłu. Pocisk w kierunku celu leci z prędkością 800 metrów na sekundę. Do wyrzutni „Langusta” jednorazowo można załadować 40, 60 kilogramowych pocisków kaliber 122 mm. W razie potrzeby wystarczy 20 sekund, żeby wszystkie trafiły do celu.
Haubica typu „Goździk, to rodzaj czołgu, gdzie serią co 3 – 4 sekundy można jednorazowo oddać 40 strzałów.
Dywizjon Artylerii Rakietowej jest przeznaczony do niszczenia celów wielkopowierzchniowych, ponieważ nie jest to broń precyzyjna, gdzie trafia się w cel punktowo.
- Niszczymy przede wszystkim cele duże, takie jak stanowiska dowodzenia, możemy stworzyć narzutowe pole minowe. Do tego przeznaczony jest nasz dywizjon – mówi kpt. Arkadiusz Sułek, dowódca VI Baterii Rakietowej
Były to rutynowe ćwiczenia, które na co dzień teoretycznie realizowane są w garnizonach. Na poligonie używa się ostrej amunicji, co dodatkowo mobilizuje żołnierzy. Przełożeni oceniają dokładność, czas i skuteczność ogniową.
Tak duże szkolenia poligonowe zyczajowo odbywają się dwa razy w roku. W tym roku, żołnierze wyjątkowo na poligon pojadą trzy razy. Następne strzelanie o kryptonimie „Borsuk”, odbędzie się w maju i osatatnie jesienią.
- Sprzętu na którym mamy możliwość szkolić swoje umiejetności, mogą nam pozazdrościć niektóre kraje europejskie – mówi płk Sławomir Owczarek, dowódca V Lubuskiego Pułku Artylerii.