Ale przecież to potomkowie Goethego i innych wybitnych przedstawicieli tego narodu poszli najpierw ochoczo za barbarzyńcą, który przy współudziale swoich rodaków rozpętał najdzikszą orgię przemocy, topiąc ludzkość w morzu krwi …
W kwietniu 1945 roku ów największy zbrodniarz wszechczasów tchórzliwie zniknął, zaś w jego ślady rychło poszli inni, podobni mu, żałośni przywódcy „herrenvolku”. Wcześniej nazistowscy aparatczycy usiłowali pozacierać ślady swojej przestępczej działalności. Tak działo się również przed ucieczką hitlerowców z okupowanego Krakowa.
Wielokrotnie w przeszłości wracano w różnych publikacjach do tajemnicy ukrycia przynajmniej części tajnych dokumentów krakowskiego Gestapo w wyrobisku przy dawnej cegielni w Czerwonej Wodzie.
Według zeznań jednego z funkcjonariuszy hitlerowskiego aparatu terroru – właśnie tam w gliniance zatopiono w lutym 1945 roku jakieś skrzynie, dostarczone z Krakowa linią podmiejskiej kolei, łączącej wieś z pobliskim Węglińcem.
Mijały lata i nikt nie kwapił się z podjęciem sensownego, rzetelnego zweryfikowania owych wojennych informacji. Dopiero pod koniec sierpnia 2018 roku wstępną penetrację zalanego wodą wyrobiska podjęło dwóch płetwonurków – profesjonalistów z Gdyni, mających za sobą oficerską służbę w Polskiej Marynarce Wojennej. Panów Krzysztofa Urbaniaka i Piotra Niwińskiego wspierał w tym dziele bolesławiecki miłośnik podwodnych eskapad – Jacek Zieliński.
Po ich przybyciu do Czerwonej Wody wyszło na jaw, iż kilkadziesiąt lat wcześniej wyrobisko niedokładnie osuszono. Pozostały bowiem w opróżnionej częściowo niecce wypełnione wodą głębsze doły. Według relacji mieszkańców – całą operację zabezpieczało wtedy wojsko, więc nikt postronny nie mógł swobodnie wchodzić na teren badań.
Brzmi to zgoła sensacyjnie, lecz jak na razie nie ma rzetelnego potwierdzenia owych informacji. Nieżyjący już, pierwszy powojenny właściciel resztek zrujnowanej manufaktury i inni wiekowi obecnie mieszkańcy wsi, bywający w nieczynnej cegielni jako dzieci, zgodnie twierdzili, iż w piecu tunelowym zalegały pokłady popiołu, przetykanego metalowymi zapięciami ze spalonych segregatorów. W ruinach fabryki miało też pewnej nocy dojść do strzelaniny.
W bocznych pomieszczeniach obiektu znaleziono fragmenty połamanych maszyn do pisania. Czy były jednak one przywiezione tu z Krakowa ? Zarówno spalone dokumenty jak i sprzęt biurowy mogły przecież służyć wcześniej obsłudze administracyjnej cegielni !
O ukryciu dokumentów w dawnej cegielni mówiły głównie zeznania krakowskiego gestapowca Heinemeiera, ujętego tuż po wojnie. W trakcie przesłuchań ich treść mogła być jednak zdominowana chęcią zaskarbienia sobie przez niego przychylności funkcjonariuszy „bezpieki”.
Pod koniec sierpnia 2018 roku przybyli z Gdyni płetwonurkowie zeszli pod wodę. Bardzo szybko okazało się, iż główną przeszkodę w penetracji zbiornika stanowi brak przejrzystości zalegającej wyrobisko cieczy.
Badanie stawu wymagało mozolnego przeszukiwania dna dotykiem, co z kolei powodowało podnoszenie dodatkowej chmury zalegającego mułu. W mrocznym otoczeniu nie można było użyć lamp, ponieważ światło, trafiając na cząsteczki błotnej zawiesiny, tworzyło nieprzenikalną wzrokiem „watę”.
Ostatecznie po kilku godzinach pracy wydobyto długi fragment wąskotorowej szyny tudzież izolator napowietrznej trakcji energetycznej, owinięty kawałkiem grubego, miedzianego drutu.
Chociaż były to znaleziska mizerne, nie rozczarowały one płetwonurków. Czas, poświęconych na penetrację glinianki nie oznacza, że wszystko w niej zbadano – a informacje o skrzyniach z dokumentami to tylko czysta fantazja.
Liście, opadające przez dekady z rosnących przy brzegu zbiornika drzew, butwiejąc następnie w wodzie liście utworzyły pokłady mułu, zapewne kryjącego jeszcze wiele artefaktów. Pod wodą pozostała przynajmniej jedna wąskotorowa koleba, wywożąca niegdyś glinę z wyrobiska. Przytwierdzone do osi koło takiego wagonika „wymacali” bowiem płetwonurkowie.
Na razie możemy więc tylko mieć nadzieję, że kiedyś tajemnica zniknięcia dokumentów hitlerowskiego Gestapo, prowadzącego zbrodniczą działalność w Krakowie, zostanie wyjaśniona. Póki co – to ciągle poruszająca wyobraźnię zagadka.